poniedziałek, 28 lutego 2011


Pan Żywiołów

Prolog
Ciemność jak to ciemność. Panuje kiedy jest noc. Ta pora się nią charakteryzuje. Niby nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego gdyby nie pewien fakt. Na całym świecie ogniska szalały. To przygasały, to nagle wybuchały wysokim płomieniem. Wiatr szalał na dworze trzaskając w chatach okiennicami. Gdyby ktoś był wtedy nad jeziorem lub rzeką, mocno by się zdziwił widząc, że woda kotłuje się i kipi. To zamarza to paruje i wiruje w garnkach, jeziorach i rzekach. Ziemia rozstąpiła się w wielu miejscach na całym świecie. Cała przyroda zdawała się szaleć, lub cieszyć się z jakiegoś powodu.
-Przyyyyj!!!- krzyczała stara akuszerka Loren. Kobieta leżąca na łóżku napięła mięśnie i z krzykiem robiła co mogła, by wydać na świat potomka.
- Jeszcze trochę kochana! Dasz radę. Jeszcze chwila!-  zachęcała akuszerka kobietę, starającą się wydać bezpiecznie na świat swoje dziecko. Po chwili w małej chatce pod lasem rozległ się krzyk dziecka. Zdrowego i silnego dziecka. Matka spojrzała z uśmiechem na swoje dziecko. Wykończona opadła na poduszki.
- Dziękuję wszystkim Żywiołom, że pozwoliły mi się cieszyć darem macierzyństwa- wyszeptała wyczerpana.
- Jak dasz mu na imię?- zapytał Loren.
- Niech będzie Lucas. Niech nosi imię ojca, który nie doczekał tego szczęśliwego dnia.-
Merry przyjrzała się swojemu dziecku.
- Co on ma na ramieniu? Co to za znak?-
Akuszerka spojrzała na jego rękę i otworzyła ze zdumieniem oczy.
- Jednak nadzieja jeszcze nie umarła- wyszeptała nagle zdrętwiałymi wargami.
Matka dziecka spojrzała na nią zdziwiona.
- Co masz na myśli?- zapytała.
- Spójrz! Ten znak! On będzie panował nad żywiołami. On posiądzie moc mogącą zniszczyć Mrocznego!-
Tymczasem dziecinka, zmęczona trudami wychodzenia na świat, włożyła kciuk w usta i ssąc go zasnęła w ramionach matki. Loren położyła dziecko do kołyski i szepcąc podstawowe zaklęcia ochronne, patrzyła na dziecko. Nie sądziła, że doczeka tego dnia. Skończywszy mruczeć zaklęcia poprosiła Żywioły o opiekę nad tym dzieckiem. Usiadła w zadumie i postanowiła czuwać przy dziecku.
Oto narodził się ten, który położy kres mrokowi i przywoła światłość. Ten zgładzi wszystkie zło i przywróci równowagę światu. On będzie Panem Żywiołów a one będą mu posłuszne.



Rozdział I
            Lucas leżał pod drzewem ze źdźbłem trawy w ustach nucąc sobie jakąś piosenkę. Owce grzecznie i leniwie skubały trawę. Chłopak miał szczęście, że zwierzęta nie były zbyt ruchliwe, bo niedbały sobie z nimi rady. Zupełnie nie zwracał na nie uwagi. Rozmyślał. Wczoraj skończył piętnaście lat. Już dawno wiedział, że będzie musiał zostawić matkę samą we wiosce i wyruszyć świat. Ledwo wiązali koniec z końcem. Zarobi jakieś pieniądze i wróci. Miał już plany. Wczoraj jednak stało się coś bardzo dziwnego.
Matka spojrzała na księżyc. Spojrzała na Lucasa i powiedziała:
- Właśnie piętnaście lat temu pierwszy raz cię przytuliłam.-
W tej chwili ogień płonący w kominku gwałtownie wybuchnął, wyleciał z kominka i rozpoczął szarżę na chłopca. Kiedy był już tak blisko, że Lucas myślał, że to już koniec, nagle zatrzymał się i utworzył  w powietrzu jakiś kształt. Chłopak zorientował się, że ogień przybrał kształt miecza  skierowanego ostrzem w dół. W tej samej chwili trzasnęły okiennice i do pokoju wpadła woda, wiatr i kawałki skał. Każdy żywioł utworzył w powietrzu coś na kształt miecza obosiecznego i zawinęły dookoła Lucasa. Nagle tak jak się to wszystko zaczęło, wszystko zniknęło. Chłopak zaszokowany spojrzał pytającym wzrokiem na matkę.
- C-co? Co się stało?- zapytał drżącym głosem.
W tejże chwili drzwi otworzyły się z łomotem. Na tle księżyca pojawiła się wysoka, chuda postać w długim płaszczu.  Nieznajomy rozejrzał się po izbie, wszedł i zamknął za sobą drzwi. Skierował wzrok na chłopca i pokiwał głową z uwagą, jakby ktoś powiedział mu coś oczywistego.
- Kim pan jest? Co pan tu robi?- zapytała zatrwożona Merry.
Nieznajomy odchylił poły płaszcza. Lucas przez chwilę pomyślał, że w ręce nieznajomego za chwilę błyśnie miecz albo sztylet. Nic takiego jednak się nie stało. Pod płaszczem ukazał się mężczyzna mający około pięćdziesięciu lat, podwinął on rękaw koszuli i na lewym ramieniu ukazał się dobrze znany Lucasowi znak. Tylko ten wydawał mu się wybrakowany. Ten który sam nosił na ręce przedstawiał koło z kwadratem w środku- symbol ziemi, linie wyglądające jak ognisko- symbol ognia, trzy poziome, falowane  linie- symbol wody oraz trzy spirale ułożone  w trójkąt- symbol powietrza. Całość dopełniał miecz położony jakby za tymi symbolami Żywiołów. Na ręce nieznajomego widniał zaś miecz a na nim znak ognia. W oczach Merry błysnął znak zrozumienia. Chłopak jednak nadal nie wiedział co się dzieje.
- Co tutaj robisz?- zapytała.
- Jestem tu po to, aby wprowadzić młodego Pana Żywiołów w jego świat- odpowiedział niezrozumiale mężczyzna. Matce Lucasa jednak to chyba wystarczyło, bo kiwnęła głową ze zrozumieniem i powiedziała do syna:
- Chyba czas, abyś poznał prawdę o świecie w którym żyjesz i o tym znamieniu które nosisz. Jak masz na imię?- skierowała te pytanie do nieznajomego.
- Jestem Ronon. Jestem ostatnim zaklinaczem miecza ognia. Słuchaj chłopcze uważnie. Poznasz teraz wiele tajemnic. Świat, który cię otacza nie był zawsze taki. Opowiem ci teraz o tym znaku który nosisz. To nie jest zwykłe znamię.-
Ronon rozsiadł się wygodniej i zaczął opowieść…

1 komentarz: