środa, 2 marca 2011


Rozdział II
            -Kiedyś nasz świat wyglądał zupełnie inaczej. Był to jeden wielki kontynent zwany Konkordią. Na świecie żyło obok zwykłych ludzi wielu zaklinaczy miecza. Wszyscy żyli w pokoju. Narody  ognia, ziemi, powietrza i wody żyły w harmonii i spokoju. Nikomu nie brakowało niczego. Kwitła kultura i handel. Zaklinacze miecza używali swoich umiejętności władania Żywiołami w celu utrzymania pokoju bądź polowań.
Nad całą Konkordią władało czterech króli. Król ludu Ignis czyli ognia- Flamos, król ludu Terry czyli ziemi- Lapis, król ludu Earów czyli powietrza- Ventus i król ludu Aquosów czyli wody- Gutto, byli serdecznymi przyjaciółmi. Zgadzali się ze sobą w każdej kwestii. Nad nimi zaś czuwał Pan Żywiołów. Tylko on potrafił zaklinać wszystkie Żywioły i sprawić by były mu posłuszne i wzmacniały swoją mocą jego miecz. Lecz jak to jest na świecie, na każdego przychodzi czas. Zmarł więc potężny Flamos. Jego miejsce zajął jego syn- Volcanos.
 Nie był on podobny do swojego ojca. Oj nie. Był on chciwy i zły. W jego żyłach płynął jad zamieszany z ogniem. W tajemnicy przed Lapisem, Ventusem i Guttem począł gromadzić wojska. Ci zaklinacze miecza ognia, którzy się sprzeciwili, zginęli. Reszta poparła Volcanosa chcąc lub nie chcąc. Pierwszych zaatakowali Aquosów. W pień wycięli wszystkich zaklinaczy miecza wody. Tylko kilku szczęśliwym trafem uciekło z rzezi.  Zwykłych ludzi wysiedlili z domów i zgromadzili w wschodniej części Konkordii. Następnie napadli na Earów. Ci także zostali pokonani. Ignisowie uwzięli się na zaklinaczy miecza. Jednak i tam nie zdołali zabić wszystkich. Tych ocalałych i uwięzionych zgromadzili na północy. Terranie dzielnie walczyli. Przegrali. Podstępny Volcanos zatruł wszystkie źródła w królestwie. Lud ziemi chcąc uniknąć dalszych strat w ludności musiał się poddać. Syn Flamosa zgładził każdego z królów. Ogłosił się Panem Świata i nazwał Mrocznym. Swój osadził lud na zachodzie a Terranów na południu.  Volcanos praktykował czarną magię. Połączenie jej i żywiołu jest szalenie niebezpieczne i potężne. Podzielił kontynent na cztery części. W centrum pozostawił wyspę na której zamieszkał. Nazwał ją Arcemą. Pan Żywiołów poległ w pojedynku, na który został wyzwany przez Volcanosa. Od tej chwili mrok zapanował nad światem. Powołał on różne potwory do pomocy nad utrzymaniem kajdan na barkach świata. Jest on takrze nekromatą. Ma on moc wracania duszy zza grobu. Armie umarłych strzegą jego pałacu. Jego czarno magiczne praktyki doprowadzą w końcu do unicestwienia świata. 
Mówią, że Pan Żywiołów posiada umiejętność reinkarnacji. Może odrodzić się po własnej śmierci w innym ciele. To prawda. Jego moc objawia się właśnie w dniu piętnastych urodzin. Wtedy to Żywioły składają mu pokłon. Na ciebie czekali już pięćdziesiąt lat ludzie. Ty wlałeś na nowo nadzieję na lepsze jutro. Ja będę twoim mentorem zaklinania ognia. Musimy znaleźć dla ciebie mentorów powietrza, wody i ziemi. Na świecie daleko na północy, poza czterema kontynentami jest jeszcze jedna ziemia. Nazywa się Wieczna Nadzieja. Jest dobrze strzeżona zaklęciami, dlatego Mroczny nie wie o jej istnieniu. Tam właśnie są wszyscy, którzy chcą walczyć o wolność. Zaklinaczy Żywiołów jednak będziemy musieli znaleźć sami. Ukrywają się gdzieś wśród nas. Czekają na ciebie. Twoim zadaniem, chłopcze, jest pokonanie Mrocznego i przywrócenie światu równowagi. W tobie leży nadzieja świata. Jesteś kluczem do nowej ery. Ery pokoju i zjednoczenia. Wiem. Na twoje barki został złożony ogromny ciężar. Jednak pamiętaj: nie jesteś sam. Na świecie wieli ludzi jest gotowych pochwycić za tarcze, miecze, dzidy i sztylety, żeby zbrojnie powstać przeciwko tyranii Mrocznego. Wpierw musisz opanować zaklinanie ognia. Potem przyjdzie czas na powietrze, później wodę a na końcu ziemię. Pamiętaj! Tylko pokonując Mrocznego mamy szansę przywrócić światu równowagę. Musisz go pokonać chłopcze- zagrzmiał potężnym głosem Ronon.
Rozdział III
To właśnie zdarzyło się wczoraj. Świat Lucasa stanął na głowie. Chłopak rozmyślał.
- Nie dam rady… Czego ten Ronon ode mnie chce? Jestem zwykłym chłopakiem z trochę dziwnym znamieniem. Nic nie poradzę, że go noszę. Mam dopiero piętnaście lat-  mruczał do siebie cicho Lucas.
Nagle zza niego odezwał się głos:
- Masz przed sobą ciężkie chwile młody Panie Żywiołów.-
Lucas odwrócił się gwałtownie i spojrzał za siebie. Nie usłyszał kroków. Mężczyzna był mimo pięćdziesięciu lat zwinny i krzepki. Miał szare oczy i długie, brązowe włosy poprzeplatane pasmami siwizny. Mimo swojej szczupłej budowy widać było, że jest silny. Lucas był za to chłopcem o jasnych włosach związanych z tyłu rzemykiem. Miał niebieskie oczy, silne i sprężyste ciało.  Chłopak był jak nieoszlifowany diament-  silny i szybki ale brakowało mu jeszcze zręczności i doświadczenia.
- Cały świat na ciebie liczy, chłopcze- odezwał się Ronon.
- Ja… Ja nie wiem  czy dam radę. Jestem  zwykłym chłopakiem ze wsi- wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Musisz uwierzyć w siebie. Pozwól poprowadzić cię przez tę drogę pełną tajemnic i nieznanych mocy. Pomogę ci. Zostanie Panem Żywiołów jest twoim przeznaczeniem.
Chłopak uśmiechnął się niepewnie.
- Muszę się zastanowić.-
Spojrzał na niebo.
- Już południe. Czas wracać do domu. Widzę, że zbliża się mój zmiennik. Zapraszam cię na obiad Rononie.-
Rzeczywiście przez pole szedł pasterz. Uścisnął dłoń Lucasa, spojrzał ciekawie na Ronona i siadł bez słowa pod drzewem spod którego przed chwilą wstał Lucas.
            Kiedy oboje byli już blisko domu Ronon nagle zatrzymał się i gestem nakazał chłopcu milczenie.  Sięgnął do lewego boku i dobył miecza, którego Lucas wcześniej nie zauważył.
- C-co się…?- chciał zapytać chłopak ale mężczyzna uciszył go niecierpliwym ruchem ręki.
Stanął szeroko na nogach i wymamrotał jakieś słowa. Nagle od rękojeści, ostrze zaczęło zajmować się ogniem. Chłopak wytrzeszczył zdumiony oczy. Ronon zaczął zbliżać się ostrożnie do domu. Kiedy wyjrzeli zza zakrętu ujrzeli przerażający widok. Dom wyglądał jakby ogromny nóż przekroił go na pół. Ronon przypadł do ściany i zajrzał ostrożnie do domu. Zamknął oczy. Nagle je otworzył, wymamrotał jakieś słowa a miecz zgasnął. Znów wyglądał jak zwykłą broń. Ronon włożył go do pochwy i powoli wszedł do ruin. Lucas wpadł do domu za nim i zaczął gorączkowo przeszukiwać dom  nawołując matkę. Nie usłyszał odpowiedzi. Wbiegł znowu do pomieszczenia gdzie nadal stał zaklinacz miecza ognia. Opadł ze szlochem na kolana.
- Co się tu stało? Gdzie jest moja matka?! To twoja wina! Gdyby nie ty nic by się nie wydarzyło!- wykrzyczał chłopak przez łzy, wskazując oskarżycielsko palcem na zaklinacza.
- Mylisz się chłopcze. To nie moja wina, choć mogłem się tego spodziewać. Za długo zwlekaliśmy. Był tu już naród ognia. Oni zabrali twoją matkę. Nie bój się. Żyje. Mam zdolność wyczuwania many- energii życiowej ludzi. Zabierają ją do Arcemy.- powiedział zduszonym głosem Ronon.
- Musimy ich gonić! Moja mama jest w niebezpieczeństwie!- zawołał Lucas.
- Nic nie możemy teraz zrobić. Jest ich zbyt wielu. Ja jestem sam a ty jeszcze nie potrafisz walczyć- argumentował zaklinacz.
Lucas zwiesił głowę i milcząco przyznał mu rację. Rozejrzał się po ruinach domu i skierował się do swojego pokoju. Wyjął z kufra plecak i zaczął wrzucać do niego swoje rzeczy. Kilka sztuk bielizny, buty, spodnie, koszula. Wstał i odsunąwszy skrzynię na bok odsłonił klapę w podłodze. Chwycił za kółko przymocowane do niej i pociągnął. Pod klapą kryła się mała skrytka. Z niej młodzieniec wyjął dwa sztylety i zatknął je za pas. Następnie wyjął luk i kołczan ze strzałami. Ronon przyglądał się przygotowaniom młodego Pana Żywiołów.
- Trzeba ci wykuć porządny miecz- stwierdził. – Wiem gdzie taki znajdziemy. Pojedzmy do kowala, który jeszcze mnie wykuwał miecz.  Tylko do niego można przywołać wszystkie Żywioły. Twoje sztylety nie wytrzymały by tej mocy.-
- Dobrze… Dobrze mistrzu Rononie- powiedział Lucas.
            Bez dalszego zwlekania opuścili dom i wsiedli na konie. Zapobiegliwy zaklinacz przyprowadził ze sobą dwa. Uciekły spłoszone przez Ignisów. Wróciły jednak na gwizd swojego pana. Lucas spojrzał ostatni raz na dom, w którym się wychował i cmoknąwszy na konia, ruszył stępa za Rononem.

2 komentarze:

  1. No Chicken idzie ci to ... pisz dalej bo nie mam co w domu robić ... Blacha :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe!!!!!!!!!!!
    Podobało mi się. :D

    OdpowiedzUsuń